piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 5


- Co ty tutaj robisz - przerwał Ash jeden z sześciu mężczyzn którzy mnie zauważyli i teraz biegli w 
moją stronę.

No to wpadłam.

Spojrzałam ostatni raz na Ashley i  pobiegłam do ogrodzenia. Wspięłam się po nim i przeskoczyłam na drugą stronę. Zerknęłam do tyłu i zobaczyłam sześciu osiłków którzy już mieli przeskakiwać drut  do mnie. Sprintem pobiegłam do lasu. Biegłam przez niego najszybciej jak potrafiłam. Za sobą słyszałam głośne kroki i krzyczących za mną facetów. Krzyczeli żebym się zatrzymała ale ja nie jestem taka głupia. Wybiegłam z lasu i pognałam w stronę jakiś bloków. Kroki za mną były coraz głośniejsze. Znalazłam w sobie jeszcze trochę siły i przyspieszyłam jeszcze bardziej.Wbiegłam w wąską uliczkę. W oddali zauważyłam trzech chłopaków którzy szli tak że zastawiali cały chodnik.

- Z drogi ! - krzyknęłam kiedy byłam blisko nich.

Oni chyba mnie nie usłyszeli więc rozepchałam ich i mogłam biec dalej.

- Ej ! - usłyszałam za sobą.

Przewróciłam oczami i biegłam dalej. Spojrzałam do tyłu i zauważyłam że mężczyźni, którzy mnie gonili są trochę dalej. Skręciłam na zakręcie w lewo i  wypadłam na ulicę. Skręciłam jeszcze raz w lewo, tak żeby okrążyć budynek i potknęłam się. Zauważyłam że obok mnie była drabina.  Szybko podniosłam się i wspinałam na górę modląc się żaby tamci mężczyźni mnie nie  zauważyli.
Wspięłam się na górę, zeskoczyłam na dach i  ukryłam się. Zerknęłam na dół i zobaczyłam ich tam.  Rozglądali się i pobiegli wzdłuż drogi która prowadziła na lewo. Odczekałam chwilę po czym postanowiłam zejść. Nie chciałam ryzykować i schodzić drabiną,więc podeszłam do drugiej strony budynku.
Stanęłam przy krawędzi i popatrzyłam w dół. Na dole byli ci sami chłopcy których rozepchałam kiedy biegłam. Teraz  rozmawiali ze sobą śmiejąc się. Poniżej zauważyłam rynnę. Już wiem jak stąd zejść. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przełożyłam jedną nogę na parapet, potem drugą. Stanęłam i usłyszałam w dole głos jednego z chłopaków

- Co ty robisz ?! Zabijesz się !

Mam nadzieję że nie usłyszeli go tamci mężczyźni.

- Złaź  stamtąd - nadal krzyczał ten sam chłopak.

Nie słuchając go dłużej skoczyłam na rynnę. Szybko i mocno się jej chwyciłam i zesunęłam na dół. Kiedy dotknęłam ziemi odetchnęłam z ulgą że mi się udało. Chciałam już biegnąć do swojego hotelu i planować jak odbić Ashley,  kiedy poczułam rękę na moim ramieniu. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam tych trzech chłopaków. Wszyscy byli umięśnieni i wysocy. Jeden z nich miał brązowe włosy, a tamci dwaj blond.  Jeden  miał oczy koloru szaro-niebieskiego, drugi brązowe przypominające mleczną czekoladę a trzeci ciemne brązowe.

- Wiesz,że mogłaś się zabić - powiedział blondyn o mlecznych oczach.

- Teraz to mnie nie za bardzo obchodzi jak nie zauważyłeś mam inne problemy - odpowiedziałam mu i miałam zamiar odwrócić się ale powstrzymywał mnie ręką.

- Nie obchodzi cię twoje życie ? - zapytał się brunetów

- Gdybyś wiedział przez co teraz przechodzę zrozumiał byś mnie.

- Dobra ale przed kim uciekałaś?
-
 Nie twoja sprawa.

- Chcę ci pomóc. - powiedział to z szczerością w głosie ale żeby się upewnić spojrzałam mu jeszcze w oczy a biła z nich taka intensywność że mu uwierzyłam.

- Ci mężczyźni porwali moją kuzynkę i chcą zrobić z niej dziwkę. Więc wybaczcie mi ponieważ muszę iść. - powiedziawszy to odwróciłam się.

Przeszłam kilka kroków i usłyszałam jak ktoś biegnie za mną. Załapał mnie znowu za ramię i odwrócił do siebie. Spojrzałam na niego i okazało się że to ten blondyn który zaczął mnie pomału już denerwować.

- Chcesz uwolnić ją w pojedynkę ? - powiedział niedowierzająco.

- Tak. Nie bój  się poradzę sobie. - powiedziałam mu ale po wyrazie jego twarzy zobaczyłam że mi nie bardzo uwierzył.

- Pomogę ci.- powiedział pewnym głosem.

- Nie ma mowy. - powiedziałam i próbowałam się mu wyrwać ale nie dałam rady ponieważ był za silny.

- Masz rację. Nie pomogę ci. Pomożemy ci - wskazał na siebie i chłopaków którzy chętnie kiwnęli głową.

- No pewnie - powiedział jeden z nich.

- Nie - powiedziałam tylko i założyłam ręce na piersi.

- Zobaczymy - powiedział  blondyn z chytrym uśmieszkiem .

Przerzucił mnie przez plecy i zaczął iść. Krzyczałam, wyrywałam się i próbowałam go kopnąć ale on się tym nie przejął i szedł dalej. Po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że nic nie wskóram i zaprzestałam swoich czynności. Szli długo nie odzywając się do siebie. Nagle stanęli. Odwróciłam głowę i zobaczyłam że przed nimi stał duży dom. Jeden z chłopaków wyjął klucze z kieszeni i otworzył bramkę a potem poszedł przez podwórko i  otworzył główne drzwi.
Weszli do środka, zamknęli drzwi a chłopak który mnie niósł posadził na  kanapie w salonie. Usiadł koło mnię a ja ocunełam się trochę od niego. Jego koledzy usiedli naprzeciwko nas w fotelach.

- Więc po co mnie tutaj przyniosłeś - zaczęłam.

- Jak już wspomniałem wcześniej chcę ci pomóc - uśmiechnął się blondyn.

- Nawet was nie znam. - popatrzyłam na niego i jego przyjaciół

- Ja jestem Justin. Ten po lewej to James  a po prawej Ryan - wskazał na chłopaków.

- No to już nas znasz.- powiedział James.

Przewróciłam oczami na jego słowa.

- Dobra trzeba wymyślić plan jak odbić twoją kuzynkę.- powiedział Justin.

- Mówiłam już że nie chcę waszej pomocy.

- A my mówiliśmy ci że i tak ci pomożemy - powiedział Ryan

- Znacie się chociaż na tym ? -zapytałam z rezygnacją w głosie.

- Tak kiedyś byliśmy w takim jednym gangu. Ominę szczegóły ale szef jego jest moim przyjacielem i nam pomoże. Jutro do niego zadzwonię i wszystko omówimy. - wytłumaczył mi Justin.

- A czemu nie zadzwonisz do niego teraz ?

- Ponieważ ma teraz jakąś akcję.

- Dobra. To ja teraz jeśli pozwolicie wrócę do hotelu.

- Nie ma mowy - powiedział Ryan.

- A niby czemu?

- Ponieważ tamci goście mogą cię szukać a tutaj będziesz bezpieczna. Mogę ci to obiecać - powiedział Justin.

- Ale mam tam swoje rzeczy.

- Ok to pojadę z tobą po nie - powiedziawszy to Justin pobiegł na górę i nie dał mi możliwości na sprzeciwienie się mu.

Wrócił po chwili z pistoletem wystającym  z kieszeni. Gdy go zobaczyłam wytrzeszczyłam oczy. On zauważył to i pozwiedzał :

- To na wszelki wypadek.

- Ok

- Idziemy ?

Pokiwałam głową i poszłam za nim do wyjścia a potem do samochodu. Był spory i miał przyciemniane szyby.

Jechaliśmy w ciszy. Zastanawiałam się dlaczego chce mi pomóc ? Perzcież nikt normalny nie pakował się w takie bagno. A może się mylę ?.

Samochód staną przed moim hotelem. Wysiedliśmy z niego i poszliśmy do drzwi. Przeszliśmy przez nie. Przywitałam się z recepcjonistką i poszliśmy do windy . Nacisnęłam guzik na właściwe piętro i czekałam aż winda się zatrzyma. Kiedy się zatrzymała wyszliśmy z niej i znalazłam numer mojego pokoju. Przekręciłam klucz i weszłam do niego a Justin za mną. Wzięłam do ręki nierozpakowaną torbę wkładając do niej tylko kosmetyczkę i byłam gotowa.

- Już ? - zapytał się Justin chwytając moją walizkę.

Pokiwałam głową na tak i wyszłam z pokoju. Oddałam klucz recepcjonistce i ruszyliśmy do samochodu. Justin nagle się zatrzymał a ja prawie na niego wpadłam.

- Co jest ? - zapytałam

- Czy to nie ci goście którzy cię gonili - wskazał na grupkę mężczyzn którzy szli w naszą stronę ale chyba jeszcze mnie nie zauważyli. Przyjrzałam się dokładnie im i znieruchomiałam.

- Tak to oni.- Odpowiedziałam mu.

Znaleźli mnie.




****
I oto kolejny rozdział, Mam nadzieję że wam się podoba i wielką prośbie żeby każdy kto przeczyta ten rozdział skomentował go. To wiele dla mnie znaczy.

1 komentarz:

  1. ŚWIETNY ROZDZIAŁ! Nie mogę się doczekać co będzie dalej ;)

    OdpowiedzUsuń