- Co ty tutaj robisz - przerwał Ash jeden z sześciu mężczyzn którzy mnie zauważyli i teraz biegli w
moją stronę.
No to wpadłam.
Spojrzałam ostatni raz na Ashley i pobiegłam do ogrodzenia. Wspięłam się po nim i przeskoczyłam na drugą stronę. Zerknęłam do tyłu i zobaczyłam sześciu osiłków którzy już mieli przeskakiwać drut do mnie. Sprintem pobiegłam do lasu. Biegłam przez niego najszybciej jak potrafiłam. Za sobą słyszałam głośne kroki i krzyczących za mną facetów. Krzyczeli żebym się zatrzymała ale ja nie jestem taka głupia. Wybiegłam z lasu i pognałam w stronę jakiś bloków. Kroki za mną były coraz głośniejsze. Znalazłam w sobie jeszcze trochę siły i przyspieszyłam jeszcze bardziej.Wbiegłam w wąską uliczkę. W oddali zauważyłam trzech chłopaków którzy szli tak że zastawiali cały chodnik.
- Z drogi ! - krzyknęłam kiedy byłam blisko nich.
Oni chyba mnie nie usłyszeli więc rozepchałam ich i mogłam biec dalej.
- Ej ! - usłyszałam za sobą.
Przewróciłam oczami i biegłam dalej. Spojrzałam do tyłu i zauważyłam że mężczyźni, którzy mnie gonili są trochę dalej. Skręciłam na zakręcie w lewo i wypadłam na ulicę. Skręciłam jeszcze raz w lewo, tak żeby okrążyć budynek i potknęłam się. Zauważyłam że obok mnie była drabina. Szybko podniosłam się i wspinałam na górę modląc się żaby tamci mężczyźni mnie nie zauważyli.
Wspięłam się na górę, zeskoczyłam na dach i ukryłam się. Zerknęłam na dół i zobaczyłam ich tam. Rozglądali się i pobiegli wzdłuż drogi która prowadziła na lewo. Odczekałam chwilę po czym postanowiłam zejść. Nie chciałam ryzykować i schodzić drabiną,więc podeszłam do drugiej strony budynku.
Stanęłam przy krawędzi i popatrzyłam w dół. Na dole byli ci sami chłopcy których rozepchałam kiedy biegłam. Teraz rozmawiali ze sobą śmiejąc się. Poniżej zauważyłam rynnę. Już wiem jak stąd zejść. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przełożyłam jedną nogę na parapet, potem drugą. Stanęłam i usłyszałam w dole głos jednego z chłopaków
- Co ty robisz ?! Zabijesz się !
Mam nadzieję że nie usłyszeli go tamci mężczyźni.
- Złaź stamtąd - nadal krzyczał ten sam chłopak.
Nie słuchając go dłużej skoczyłam na rynnę. Szybko i mocno się jej chwyciłam i zesunęłam na dół. Kiedy dotknęłam ziemi odetchnęłam z ulgą że mi się udało. Chciałam już biegnąć do swojego hotelu i planować jak odbić Ashley, kiedy poczułam rękę na moim ramieniu. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam tych trzech chłopaków. Wszyscy byli umięśnieni i wysocy. Jeden z nich miał brązowe włosy, a tamci dwaj blond. Jeden miał oczy koloru szaro-niebieskiego, drugi brązowe przypominające mleczną czekoladę a trzeci ciemne brązowe.
- Wiesz,że mogłaś się zabić - powiedział blondyn o mlecznych oczach.
- Teraz to mnie nie za bardzo obchodzi jak nie zauważyłeś mam inne problemy - odpowiedziałam mu i miałam zamiar odwrócić się ale powstrzymywał mnie ręką.
- Nie obchodzi cię twoje życie ? - zapytał się brunetów
- Gdybyś wiedział przez co teraz przechodzę zrozumiał byś mnie.
- Dobra ale przed kim uciekałaś?
-
Nie twoja sprawa.
- Chcę ci pomóc. - powiedział to z szczerością w głosie ale żeby się upewnić spojrzałam mu jeszcze w oczy a biła z nich taka intensywność że mu uwierzyłam.
- Ci mężczyźni porwali moją kuzynkę i chcą zrobić z niej dziwkę. Więc wybaczcie mi ponieważ muszę iść. - powiedziawszy to odwróciłam się.
Przeszłam kilka kroków i usłyszałam jak ktoś biegnie za mną. Załapał mnie znowu za ramię i odwrócił do siebie. Spojrzałam na niego i okazało się że to ten blondyn który zaczął mnie pomału już denerwować.
- Chcesz uwolnić ją w pojedynkę ? - powiedział niedowierzająco.
- Tak. Nie bój się poradzę sobie. - powiedziałam mu ale po wyrazie jego twarzy zobaczyłam że mi nie bardzo uwierzył.
- Pomogę ci.- powiedział pewnym głosem.
- Nie ma mowy. - powiedziałam i próbowałam się mu wyrwać ale nie dałam rady ponieważ był za silny.
- Masz rację. Nie pomogę ci. Pomożemy ci - wskazał na siebie i chłopaków którzy chętnie kiwnęli głową.
- No pewnie - powiedział jeden z nich.
- Nie - powiedziałam tylko i założyłam ręce na piersi.
- Zobaczymy - powiedział blondyn z chytrym uśmieszkiem .
Przerzucił mnie przez plecy i zaczął iść. Krzyczałam, wyrywałam się i próbowałam go kopnąć ale on się tym nie przejął i szedł dalej. Po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że nic nie wskóram i zaprzestałam swoich czynności. Szli długo nie odzywając się do siebie. Nagle stanęli. Odwróciłam głowę i zobaczyłam że przed nimi stał duży dom. Jeden z chłopaków wyjął klucze z kieszeni i otworzył bramkę a potem poszedł przez podwórko i otworzył główne drzwi.
Weszli do środka, zamknęli drzwi a chłopak który mnie niósł posadził na kanapie w salonie. Usiadł koło mnię a ja ocunełam się trochę od niego. Jego koledzy usiedli naprzeciwko nas w fotelach.
- Więc po co mnie tutaj przyniosłeś - zaczęłam.
- Jak już wspomniałem wcześniej chcę ci pomóc - uśmiechnął się blondyn.
- Nawet was nie znam. - popatrzyłam na niego i jego przyjaciół
- Ja jestem Justin. Ten po lewej to James a po prawej Ryan - wskazał na chłopaków.
- No to już nas znasz.- powiedział James.
Przewróciłam oczami na jego słowa.
- Dobra trzeba wymyślić plan jak odbić twoją kuzynkę.- powiedział Justin.
- Mówiłam już że nie chcę waszej pomocy.
- A my mówiliśmy ci że i tak ci pomożemy - powiedział Ryan
- Znacie się chociaż na tym ? -zapytałam z rezygnacją w głosie.
- Tak kiedyś byliśmy w takim jednym gangu. Ominę szczegóły ale szef jego jest moim przyjacielem i nam pomoże. Jutro do niego zadzwonię i wszystko omówimy. - wytłumaczył mi Justin.
- A czemu nie zadzwonisz do niego teraz ?
- Ponieważ ma teraz jakąś akcję.
- Dobra. To ja teraz jeśli pozwolicie wrócę do hotelu.
- Nie ma mowy - powiedział Ryan.
- A niby czemu?
- Ponieważ tamci goście mogą cię szukać a tutaj będziesz bezpieczna. Mogę ci to obiecać - powiedział Justin.
- Ale mam tam swoje rzeczy.
- Ok to pojadę z tobą po nie - powiedziawszy to Justin pobiegł na górę i nie dał mi możliwości na sprzeciwienie się mu.
Wrócił po chwili z pistoletem wystającym z kieszeni. Gdy go zobaczyłam wytrzeszczyłam oczy. On zauważył to i pozwiedzał :
- To na wszelki wypadek.
- Ok
- Idziemy ?
Pokiwałam głową i poszłam za nim do wyjścia a potem do samochodu. Był spory i miał przyciemniane szyby.
Jechaliśmy w ciszy. Zastanawiałam się dlaczego chce mi pomóc ? Perzcież nikt normalny nie pakował się w takie bagno. A może się mylę ?.
Samochód staną przed moim hotelem. Wysiedliśmy z niego i poszliśmy do drzwi. Przeszliśmy przez nie. Przywitałam się z recepcjonistką i poszliśmy do windy . Nacisnęłam guzik na właściwe piętro i czekałam aż winda się zatrzyma. Kiedy się zatrzymała wyszliśmy z niej i znalazłam numer mojego pokoju. Przekręciłam klucz i weszłam do niego a Justin za mną. Wzięłam do ręki nierozpakowaną torbę wkładając do niej tylko kosmetyczkę i byłam gotowa.
- Już ? - zapytał się Justin chwytając moją walizkę.
Pokiwałam głową na tak i wyszłam z pokoju. Oddałam klucz recepcjonistce i ruszyliśmy do samochodu. Justin nagle się zatrzymał a ja prawie na niego wpadłam.
- Co jest ? - zapytałam
- Czy to nie ci goście którzy cię gonili - wskazał na grupkę mężczyzn którzy szli w naszą stronę ale chyba jeszcze mnie nie zauważyli. Przyjrzałam się dokładnie im i znieruchomiałam.
- Tak to oni.- Odpowiedziałam mu.
Znaleźli mnie.
****
I oto kolejny rozdział, Mam nadzieję że wam się podoba i wielką prośbie żeby każdy kto przeczyta ten rozdział skomentował go. To wiele dla mnie znaczy.
ŚWIETNY ROZDZIAŁ! Nie mogę się doczekać co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuń