wtorek, 17 marca 2015

Epilog

Siedem lat później

- Mamo gdzie jesteś ? - usłyszałam wołanie mojej córki.

- W pokoju kochanie !

Po chwili drzwi od pokoju otworzyły się i ukazały małą pięcioletnią dziewczynkę o ciemno blond włosach, czekoladowych oczach małym nosku i malinowych ustach. Była bardziej podobna do Justina niż do mnie, chociaż on zawsze zaprzecza.

- Gdzie jest tatus z drewem ? - zapytała się kładąc koło mnie na łóżku.

- Już ci mówiłam - włożyłam jej kosmyk włosów z oczu za ucho. - Pojechali do babci bo chciała żeby tata jej w czymś pomógł.

- A gdy wrócą możemy pojechać do Caroline i Boba ? - zapytała się.

Caroline  i Bob to dzieci Ashley i Jamesa. Rok po naszym ślubie oni się pobrali. Razem z Ashley zaszłyśmy w tym samym roku w ciążę.  Dwa lata później urodziłam Drewa. A rok po nim Ashley urodziła Caroline.

- Dobrze.  - odpowiedziałam dziewczynce jednocześnie słysząc otwierające się drzwi frontowe na dole.

- Już jesteśmy - Krzyknął Justin.

- Kochanie idź się przebrać i zejdź na dół to pojedziemy.

Dziewczynka szybko się podniosła i pobiegła do swojego pokoju. Też podniosłam się i poszłam na dół.

- Nie rozebraliście się jeszcze ? - zapytałam się Justina, który stał w korytarzu trzymając na rękach Drewa.

- Jeszcze nie. - powiedział stawiając chłopczyka na ziemi.

- To dobrze, bo Megan chce jechać do Ashley i Jamesa.

- No dobrze to my idziemy do samochodu. - podszedł do mnie całując mnie w policzek następnie podniósł Drewa i wyszli z domu

 Usłyszałam jak Megan biegnie przez korytarz i zbiega po schodach.

- Ej ej ej pomału bo jeszcze spadniesz.

- Pseprasam ale nie moge sie docekac jak juz dojedziemy.

- Wiem słonko ale spokojnie. Teraz ubierz butki i wychodzimy.

Megan szybko ubrała buty, złapała mnie za rękę i pociągnęła do drzwi. Wyszliśmy, zamknęłam  drzwi, podeszłyśmy do samochodu i do niego wsiadłyśmy.

-  Powiedziałaś im, że do niech przyjedziemy ? - zapytał się Justin wyjeżdżając na drogę

- Nie pomyślałąm, że zrobimy im niespodziankę. - uśmiechnełam się niego. Chłopak pokiwał głową nie spuszczając oczu z jezdni.

Do Ashley jechało się około dziesięć minut. Na szczęście niedaleko mieszkała i mogłam zawsze do niej przyjść. Dojechaliśmy pod dom. Wysiadłam z samochodu i pomogłam Megan z niego wysiąść, a Justin odpiął Drewa z siedzonka i wziął go na ręce.
Po zamknięciu drzwi podeszliśmy do drzwi domu po czym zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili otworzyła nam Aschley, która jak nas zobaczyła szeroko się uśmiechnęła. Wpuściła nas do domu po czym przytuliła.

- Jak ja się cieszę, że was widzę ! - powiedziała wesoło.

- Przepraszam że cię nie uprzedziłam ale Megan bardzo chciała przyjechać.

-  Nie ma problemu akurat Ryan też dzisiaj przyjechał i siedzi razem z Jamesem w salonie. - powiedziała po czym schyliła się na wysokość Megan - Jak chcesz to możesz razem z Drewem pójść do Boba i Caroline. Są w pokoju.

Dziewczynka wzięła brata za rączkę i szybko pobiegła do pokoju.
Zaśmieliśmy się z nich. Justin chwycił mnie za rękę i za Ashley poszliśmy do salonu gdzie chłopaki siedzieli pijąc piwo.

- Ej uważajcie bo jeszcze się opijecie - powiedziałam. Chłopaki odwrócili się w naszą stronę i wstali z uśmiechem.

- Daj spokój to tylko jedno piwo - powiedział James po czym mnie przytulił na przywitanie a po nim Ryan. Z Justinem przybili sobie piątkę. Po chwili wszyscy siedzieliśmy na kanapie.

- To co Ryan co z tobą i Alex ? - zapytał się Justin.

- Nawet mi o niej nie przypominaj.

- Co się stało ? - zapytałam się.

- Zdradziła mnie.

- Tak mi przykro - powiedziałam

- Nie martw się są inne lepsze. Może jak będę mówił jak Justin zanim cie poznał to spotkam kogoś.

- A co on mówił? - spytałam się ciekawa patrząc na mojego męża

- No mó- zaczął James ale Jus mu przerwał

- Nic nie mówiłem

- Jasne. -prychnął Ryan. - Co chwile mówił że wszystkie dziewczyny są nic nie warte, a w przyszłości będzie kawalerem z dwoma kotami i wilczurem

Zaśmiałam się razem z chłopakami i Ashley a Jus się naburmuszył .

- No widzisz twoje plany się nie spełniły - powiedziałam do Justina.

- I za to jestem ci bardzo wdzięczny - powiedział z uśmiechem całując mnie.

Cały wieczór rozmawialiśmy i wspominaliśmy stare czasy. Razem z Ashley nie żałujemy że to wszystko się nam przydarzyło. Wiem że to pewnie dziwnie brzmi ale taka jest prawda. Gdyby nie ta przygoda nie poznałybyśmy takich wspaniałych mężczyzn. Mogę powiedzieć że jestem bardzo szczęśliwą mężatką i z dnia na dzień coraz bardziej się zakochuję w swoim mężu.Oczywiście jeśli jest  to możliwe.

Koniec

****
Jeju nie mogę uwierzyć że moje pierwsze opowiadanie właśnie się skończyło. Jestem bardzo wzruszona. Od razu przeproszę za tak beznadziejny epilog ale miałam napisany inny, który mi się wczoraj usunął :/.

Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Jak po raz pierwszy opublikowałam post myślałam że nikt nie będzie tego czytał.

Mam prośbę żeby każdy kto przeczytał epilog skomentował gp.  Nie ważne kiedy czy za miesiąc, dwa , rok.. chcę po prostu wiedzieć ile osób doszło razem ze mną do końca.

Zapraszam was na mojego drugie opowiadanie -> http://iwontlethurtyou.blogspot.com/

Tutaj macie prolog :

Jennifer była normalną nastolatką. Chodziła do szkoły, miała przyjaciół i chłopaka. Pewnego dnia wracając do domu zostaje porwana. Na początku nie wie o co chodzi. Po co im ona i dlaczego jakaś grupa czterdziestoletnich facetów ją porwała ?  Kiedy dowiaduje się co chcą z nią zrobić załamuje się. Jak skończy się tak historia ? W jaki sposób pomoże, a może przeszkodzi jej syn porywacza ?

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 17

Justin

Podjechaliśmy pod dom tych skurwieli. Wyszedłem z samochodu po czym zacząłem iść w stronę ogrodzenia.

- Justin ! - zawołał mnie Max - Co ty robisz? Zatrzymaj się !

Niechętnie go posłuchałem i odwróciłem się w jego stronę.

- Co ?!

- Zaczekaj na resztę sam nic nie zdziałasz !

- Max już dużo czasu minęło ! Jest 7 rano ! Jessica jest tu ok 15 godzin ! Mogli już jej coś zrobić !

- Rozumiem cię ale musisz się uspokoić.

Podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu. Jemu to łatwo powiedzieć uspokój się. To nie jego dziewczyna siedzi po drugiej stronie muru i może być już martwa. Po dwóch minutach chłopaki już się przygotowali i mogliśmy w końcu iść. Podeszliśmy do muru.

- Dobra to teraz jak tam się dostaniemy ? - Zapytał się James.

- No chyba przez mur najlepiej.

- No co ty zauważą nas !

Oddaliłem się od nich i wydałem pod bramę stanąłem obok. Sprawdziłem czy nie ma żadnej kamery po czym podszedłem do furtki i nacisnąłem klamkę, furtka się otworzyła.

- Ej chłopaki co powiecie na normalne wejście ? - zapytałem się ich.

Odwrócili się w moim kierunku, a kiedy zauważyli, że otworzyłem furtkę podeszli do mnie.

- Dobra robota chłopie - poklepał mnie Max.

- No to wchodzimy - powiedziałem i wszedłem pierwszy na ich posesję.

To co tam zobaczyłem zamurowało mnie. Jessica stała na krześle, a wokół szyj miała przewieszony sznur. Zacząłem do niej biec, ale w tym momencie Tom kopnął krzesło, a sznur na szyj Jessici zacisnął się. Wyciągnąłem broń zza paska i szczeniłem mu w nogę. Podbiegłem do Jessici i podniosłem ją do góry, żeby sznur nie zaciskał się mocniej wokół jej szyj. Chłopaki zaczęli się przyjaciółmi Toma. Udało mi się rozwiązać sznur. Położyłem delikatnie dziewczynę na ziemi po czym chwyciłem jej dłoń. Sprawdziłem jej puls na szczęście był wyczuwalny. Uśmiechnąłem się do siebie. Usiadłem obok Jess ,a następnie wziąłem ją w ramiona. Po chwili powoli otworzyła swoje oczy.

- Justin ? To ty ? - wychrypiała cicho.

- Tak kochanie. Jesteś już bezpieczna. - powiedziałem, po czym pocałowałem ją w czoło.

- A co z Ashley ? Przyszła do was ?

- Nie.

- Co ?. Muszę ją znaleźć

Wstała niepewnie ale po chwili upadła.

- Jess jesteś za słaba. Poczekaj pójdę po ją znaleźć.

- Idę z tobą - powiedziała stanowczo.

- No dobrze- nie chciałam już się z nią kłócić.Wiedziałem, że nie mógłbym jej powstrzymać.

Pomogłem jej wstać, a następnie ruszyliśmy do domu. Podczytywałem ją żeby znowu nie upadła. Szliśmy powoli widziałem na twarzy Jessici, że najchętniej pobiegłaby, ale nie mogła. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem, że wszyscy przyjaciele Toma albo są zabici, albo postrzeleni.
Doszliśmy do drzwi. Otworzyłem je, a następnie weszliśmy do środka.

- Tędy -  pokazała rękom Jessica na schody do piwnicy.

Zeszliśmy tam, a następnie szliśmy korytarzem. Jessica zatrzymała się przed jednymi drzwiami po czym je otworzyła. W środku była jej zapłakana kuzynka. Kiedy nas zobaczyła, a dokładniej Jessice wstała po czym podbiegła do niej i mocno przytuliła. Jessica zachwiała się ale szybko ją złapałem.

- Jessica nic ci nie jest ? - zapytała się zaniepokojona Ashley.

- Nie przejmuj się to nic takiego.- powiedziała. Pomimo bólu który był wyrysowany na jej twarzy uśmiechnęła się szeroko po czym wystawiła jedną rękę w stronę Ashley- Choć idziemy z tond.

Dziewczyna zamiast chwycić ją za rękę stanęła obok niej i złapała ją za drugi bok. Pomału wyszliśmy z piwnica a następnie z domu.

- Co tu się stało ? - zapytała się oszołomiona Ashley na widok rzezi przed domem.

- Nie ważne nie patrzcie na to.- powiedziałem, a następnie ruszyłem w kierunku samochodu. Kiedy tam się znaleźliśmy otworzyłem tyknie drzwi po czym pomogłem Jessice wsiąść. Za nią wsiadła Ashley. Zamknąłem drzwi.

- Justin ?

Odwróciłem się i zobaczyłem Jamesa

- Tak ?

- Zabierz je z tond-  podał mi kluczyki- My za jakąś godzinę też będziemy się zbierać ale najpierw
załatwimy sprawę z Tomem.

- Pomogę wam.- powiedziałem i chciałem już ruszyć ale James mnie powstrzymał.

-Nie. Teraz jesteś potrzebny im. Damy sobie radę. Chłopak  pożałuje tego co im zrobił obcuję ci - powiedział.

- Dobra. Dzięki stary

James poszedł do innych a ja wsiadłem za kierownicę i ruszyłem do domu.

*** Dwa dni później ***


- Jesteś pewna że wszystko już zabrałaś ? - zapytałem się Jessici.

- Tak. Sprawdziłam dwa razy. - powiedziała uśmiechając się. - A ty ?

- Też, ale jesteś pewna że mam z wami jechać ?

- No pewnie. Mówiłam ci, że rozmawiałam już z rodzicami i im wszystko opowiedziałam. Nie
ucieszyli się na wieść o tym co zrobiłam ale chcą cię poznać.

- Nie rozumiem dlaczego.

- Justin jesteś mądrym chłopcem chyba nie muszę ci tego mówić ? - Kiedy nie usłyszała ode mnie odpowiedzi kontynuowała- Dobra Po pierwsze chcą poznać chłopaka, który mi pomógł. Po drugie będą chcieli ci oficjalnie podziękować.

- A co jeśli mnie nie polubią? - powiedziałem na co dziewczyna się zaśmiała.

- To będziesz musiał uciekać bo mój tata ma w szafie wiatrówkę, a mama może cię uderzyć wałkiem do ciasta.

- Haha bardzo śmieszne.

- Justin. Nie masz się czego obawiać. Oni cię polubią. Już cię lubią. - powiedziałam i pocałowałam go.- Ale na wszelki wypadek ubierz tą kamizelkę kuloodporną.

- Jessica

- Dobra dobra- odniosłam ręce w geście poddania.

Wyszłam z pokoju zabierając walizkę i poszłam do pokoju gdzie była Ashley

- Gotowa ?

- Tak. Nie mogę uwierzyć, że wracam do domu. Myślałam, że tam zginę.

- To lepiej uwierz. Teraz nasze życie będzie takie jak dawniej.

- Nie prawda - zaprzeczyła.

- Dlaczego - zmarszczyłam brwi. Nie rozumiałam o co jej chodzi.

- Masz chłopaka, a wcześniej zarzekałaś się że nigdy  nie będziesz miała, bo są idiotami, a ty zostaniesz starą panną z kotami i wilczurem. - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.

- Dobra oprócz tego szczegółu będzie takie same. - powiedziałam po czym usiadłam obok niej. - Zobaczysz.

- No to pora do domu ? - zapytała sic z szerokim uśmiechem.

- Tak. Pora do domu.

- Dom jak to pięknie brzmi.

***  Dziesięć godzin później ***

Podjechaliśmy właśnie pod mój dom. Zobaczyłam, że samochód rodziców Jess stoi prze domem. Chciałam zapłacić taksówkarzowi ale Justin uparł się, że on to zrobi, więc wysiadłam razem z Ashley z samochodu. Podeszłyśmy do bagażnika i   wyciągnęłyśmy wszystkie bagaże. Wzięłam swój za rączkę. Justin przyszedł do nas i wziął swój. Ruszyliśmy do drzwi wejściowych. Chwaciłam za klamkę i ją nacisnęłam. Otworzyłam  je szeroko żebyśmy przeszli gdy wszyscy weszliśmy do środka, a Justin zamknął drzwi. Z drzwi od salonu wyszli moi rodzice i Ashley

- Dziewczyny! - krzyknęła moja mama po czym mnie przytuliła. Zaraz po niej dołączył się tata. Zerknęłam na Ashley i widziałam, że jej rodzice też ją przytulają. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.

- Chodźcie do salonu - powiedział mój tata po czym ruszył w tamtym kierunku.
Popatrzyłam się do tyłu i zobaczyłam Justina uśmiechniętego się  od ucha do ucha ale jednocześnie zmieszanego ponieważ nie wiedział co robić. Podeszłam do niego po czym chwyciłam za rękę i pociągnęłam w stronę salonu. Weszliśmy do niego. Wszyscy już siedzieli na kanapach.

- Mamo, tato - zwróciłam się do nich - To jest Justin. Mój chłopak - wskazałam na niego z szerokim uśmiechem.

Rodzice wstali i podeszli do niego.

- Miło cię poznać - powiedział tata i wyciągnął  w jego stronę rękę. Chłopak pewnie ją chwacił i lekko potrząsną. Mama podeszła do niego i uściskała go. Jus na początku nie wiedział co zrobić ale po chwili objął  niepewnie moją mamę. Kiedy się odsunęła widziałam, że po jej policzku spływa łza

- Dziękuję że pomogłeś Jessice. Gdyby nie ty nie wiem co by jej się stało.

- Naprawdę nie ma o czym mówić. -powiedział Justin.

- Nie. Tak jak moja żona powiedziała gdyby nie twoja pomoc mogła by zginąć, a nie wiem co bym zrobił gdyby jej zabrakło - powiedział chłopakowi tata po czym zwrócił się w moją stronę. - A ty młoda damo nie wiem co sobie myślałaś. Żeby pod pretekstem wyjazdu do Grecji pojechać do Kanady w poszukiwaniu kuzynki i nic nam nie powiedzieć ! i jeszcze udawać że nic się nie stało !

- Tato nie chciałam wam nic mówić żeby was nie zamartwiać a wiedziałam że jak bym wam powiedziała prawdę to nie puścilibyście mnie!

- Bo byśmy się nie puścili ! - powiedział tata.

- Ale nic mi się nie stało.

- Nie tylko to że mogłaś zostać powieszona na drzewie a potem nie wiadomo co by się z tobą stało !

- Ale żyję ! Czy to nie jest najważniejsze ? - zapytałam się. Zobaczyłam w oczach ttaty łzy. Przytulił mnie mocno.

- To jest najważniejsze ale nie wiem co bym zrobił gdybyś tam umarła.

- Ale nic mi się nie stało i przywiozłam ze sobą Ashley. - oderwałam się od ojca i posłałam mu uśmiech który odwzajemnił.
Zobaczyłam że rodzice Ashley wstają i idą w naszym kierunku po czym stanieli przede mną i Justinem.

- Chcieliśmy wam podziękować - zaczął tata Ash.- Gdyby nie wy nie wiem co by się stało mojej córce. Jestem wam dozgonnie wdzięczny.

- Nie wiem jak wam się odwdzięczymy- powiedziała mama Ash.

- Nie ma o czym mówić. - powiedział Jus - Cieszę się że to się tak skończyło.

- Dziękuję - powiedziała mama Ash po czym podeszła do mnie a następnie do Jusa i nas uściskała.

- Więc trzeba o tym zapomnieć i żyć dalej - powiedziałam

- Tak a więc zapraszam na kolację - powiedziała moja mama.
Chwyciłam Justina za rękę i poszliśmy do jadalni.

*****************************
Jeszcze tylko  epilog :D

Rozdział nie sprawdzony ! 

Zapraszam na mój nowy blog ( również o Justinie :D) ->  http://iwontlethurtyou.blogspot.com/

środa, 4 marca 2015

Rozdział 16

- Co ? -zapytałam się. Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego przyszło mu do głowy.

- Dobrze usłyszałaś słoneczko.- nachylił się i wyszeptał mi w ucho, po czym wyprostował się i popchną mnie do jednego z facetów. - Zaprowadź ją do piwnicy. Tam gdzie jest jej kuzynka, niech się z nią pożegna.

Chłopak wyglądał na około dziewiętnaście lat. Złapał mnie za ramie i wyciągnął z pomieszczenia. Zeszłam przed nim po schodach do piwnicy. Nie miałam już sił na uciekanie. Szliśmy korytarzem, mijaliśmy różne drzwi. Chłopak wzmocnił swój uścisk na moim ramieniu, abym się zatrzymała, po czym stanął przed drzwiami i je otworzył, a następnie wepchnął mnie tam.  Upadłam na kolana i usłyszałam jak zatrzaskują się za mną drzwi.

- Jessica - wychrypiał cicho znajomy głos

Podniosłam głowę i zobaczyłam w koncie skuloną Ashley. Natychmiast się podniosłam i podbiegłam do niej, po czym mocno  ją przytuliłam.

- Przepraszam, to moja wina, że tu jesteś - załkała w moje ramię.

- Cii Ashley nawet jak bym wiedziała, że tak to się skończy, to i tak bym tu przyszła, - odsunęłam się od nie i popatrzyłam w jej oczy - Pamiętasz ?" Nigdy cię nie zostawię".

Uśmiechnęła się i mnie przytuliła.

Kiedy miałyśmy po dziesięć lat i bawiłyśmy się na placu zabaw jakiś chłopak podszedł do mnie i kopnął specjalnie piasek tak, że wpadł mi do oczu,  na co  się rozsypałam. Ashley była koło mnie i gdy to zobaczyła podeszła do chłopaka z wiaderkiem w którym miała piasek i całe na niego wysypała. Chłopak się rozpłakał i pobiegł do mamy, a ona podeszła do mnie i mnie przytuliła. Zapytałam się jej czemu to zrobiła, na co ona odpowiedziała, że nie pozwoli mi płakać przez jakiegoś chłopaka. Uśmiechnęłam się i wtedy podpowiedziała, że nigdy mnie nie zostawi i będzie obok, na co ja powiedziałam jej to samo.

Ashley odsunęła się ode mnie.

- Co oni chcą ci zrobić ? - zapytał się smutno.

- Nie ważnie, nie martw się o to.

- Jessica zawsze mówiłyśmy sobie prawdę. - popatrzyła mi się w oczy.

- Chcą mnie powiesić - wymamrotałam mając nadzieję, że tego nie usłyszała, ale niestety pomyliłam się. Dziewczyna zerwała się na równe nogi.

- Co ?! Oni nie mogą ci tego zrobić ! - powiedziała i zaczęła chodzić w kółko.- Ja bez ciebie nie dam rady ! Ty nie możesz umrzeć ! Tylko nie ty - wybuchła płaczem, po czym upadła na kolana.

Podeszłam do niej i chwyciłam za ramiona żeby na mnie popatrzyła. Po chwili podniosła głowę i mogłam zobaczyć w jej oczach ogromny smutek. Serce mi się ścisnęło na ten widok.

- Ash posłuchaj mnie uważnie. Kiedy jutro będą mnie wieszać musisz z tond uciec. Będą skupieni na mnie, a,ciebie nie zaważą. Uciekaj i nie próbuj mnie ratować, bo będzie już za późno, a nawet jak nie to i tak ratuj siebie. Obiecaj mi to - powiedziałam patrząc jej w oczy.

- Nie mogę Jessica . - powiedziała odwracając wzrok. Ścisnęłam ją lekko za ramię, żeby popatrzyła mi się w oczy.

-Błagam Ash musisz to zrobić. Obiecaj proszę. - popatrzyłam się na nią błagalnym wzrokiem.

- Dobra  - powiedziała niechętnie. Uśmiechnęłam się lekko. Musiałam sprawić, żeby kuzynka była bezpieczna.

- Dobrze. To tak, wydostań się jakoś z tond na pewno dasz sobie radę. Wybiegnij na szosę i wsiądź do autobusu 123. Wysiądź na piątym przystanku i idź prosto. Kiedy zobaczysz znak stopu skręć w lewo i idź dróżką . Dojdziesz do dużego ładnego domu. Zapukaj do niego. Będą tam trzech chłopaków w moim wieku. Powiedz, że jesteś moją kuzynkom i opowiedz co się stało. Na pewno cię przyjmą. Wierzę że ci się to uda.

- Kim są ci chłopcy ? - zapytała

- Kiedy przyjechałam tutaj i po raz pierwszy do ciebie przyszłam.  Te dupki mnie gonili. Oni zagrodzili mi przejście więc ich popchnęłam, a   potem widzieli jak jechałam po rynnie z dachu. Po tym incydencie chcieli mi pomóc. A w szczególności Justin - powiedziałam i zebrały mi się łzy w oczach na wspomnienie Justina. Obiecałam mu, że poczekam. Mam nadzieję ,że mnie zrozumie i pomoże Ashley wrócić do domu.

- Czy mi się wydaję, że pomiędzy tobą, a Justinem jest coś na rzeczy? - zapytała.

- Nie, nie wydaje ci się. Na początku bardzo mnie wkurzała, ale potem widziałam, że naprawdę chce mi pomóc. Nie zauważyłam nawet kiedy się w nim zakochałam. Wiem, że to pewnie dziwnie brzmi, bo jestem tutaj tylko miesiąc, ale gdy przypomnę sobie jego. Jego twarz, usta, oczy. Przechodzi przeze mnie  przyjemny dreszcz, a serce bije szybciej.

- Naprawdę go kochasz. - powiedziała uśmiechając się.

- Tak. Na to wygląda- uśmiechnęłam się do niej.- Mogę mieć do ciebie prośbę ?

- No pewnie.

- Przeproś Justina ode mnie. Powiedz mu, że go kocham i mam nadzieję, że jak mnie nie będzie znajdzie sobie jakąś dziewczynie, zakocha  i ożeni się. Powiedz mu jeszcze, że zawszę będę nad nim czuwać.- powiedziawszy to łza spłynęła mi po policzku.

- Jessica nie płacz. - powiedziałam do mnie i mocno mnie przytuliła. Tyle razy ile teraz się przytulałyśmy nie robiłyśmy tego nigdy. - Powiem mu to wszystko.

- Dziękuję.- uśmiechnęłam się lekko, po czym odsunęłam się od niej i wytarłam oczy.- Choć musimy się wyspać. Jutro będziesz miała ciężko dzień.

Wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zauważyłam w rogu jakieś koce, więc podeszłam do niego. Wzięłam je i rozłożyłam jeden na ziemi . Pokazałam gestem Ashley, żeby podeszła i położyła się. Gdy to uczyniła położyłam się obok niej i przykryłam nas kocem. Ashley odwróciła się w moją stronę i mnie przytuliła. W takiej pozycji zasnęłyśmy.

- Wstawajcie !

Obudził mnie krzyk mężczyzny. otworzyłam nie chętnie oczy, po czym usiadłam. Plecy strasznie mnie bolały po nocy na podłodze. Podniosłam wzrok na mężczyznę stojącego przy drzwiach.

- Dziś twój wielki dzień - posłał mi kpiący uśmiech. - pożegnałaś się już z kuzyneczką ?

- Nie. - odpowiedziałam stanowczym głosem. Chciałam mu pokazać, że się go nie boję, chociaż wewnątrz trząsłem się jak galaretka.

- To trudno wstawaj. Nie mam całego dnia. Chce to szybko zakończyć.

Odwróciłam się w stronę Ashley i mocno przytuliłam.

- Pamiętaj o naszej umowie - wyszeptałam jej do ucha, a następnie powiedziałam już pewniejszym głosem - Trzymaj się musisz być dzielna.

Po wypowiedzeniu ostatniego słowa podniosłam się i przeszłam obok mężczyzny. Nie obejrzałam się do tyłu ponieważ wiedziałam, że jak jeszcze raz ją zobaczę mogę nie dać rady.
Weszłam po schodach  mężczyzna złapał mnie za ramię, po czym wyprowadził mnie przed dom. Moim oczom ukazała się długa lina przywiązana do drzewa, a na jej końcu pętla. Chyba wszyscy zebrali się obok drzewa, ale to dobrze Ashley będzie łatwiej uciec. Zaczęłam iść pomału do drzewa. Przypomniałam sobie wszystkie szczęśliwe chwilę z Ashey i rodzicami. Po moim policzku spłynęłam łza. Nie chciałam już o tym myśleć ale przypomniałam sobie Justina. Nasze pierwsze spotkanie.

W oddali zauważyłam trzech chłopaków, którzy szli tak, że zastawiali cały chodnik.

- Z drogi ! - krzyknęłam, kiedy byłam blisko nich.

Oni chyba mnie nie usłyszeli, więc rozepchałam ich i mogłam biec dalej.

- Ej! - usłyszałam za sobą

(...)

- Co ty robisz ?! Zabijesz się !

Mam nadzieję że nie usłyszeli go tamci mężczyźni.

- Złaź  stamtąd - nadal krzyczał ten sam chłopak.

Nie słuchając go dłużej skoczyłam na rynnę. Szybko i mocno się jej chwyciłam i zesunęłam na dół. Kiedy dotknęłam ziemi odetchnęłam z ulgą że mi się udało. Chciałam już biegnąć do swojego hotelu i planować jak odbić Ashley,  kiedy poczułam rękę na moim ramieniu. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam tych trzech chłopaków. Wszyscy byli umięśnieni i wysocy. Jeden z nich miał brązowe włosy, a tamci dwaj blond.  Jeden  miał oczy koloru szaro-niebieskiego, drugi brązowe przypominające mleczną czekoladę a trzeci ciemne brązowe.

- Wiesz,że mogłaś się zabić - powiedział blondyn o mlecznych oczach.

- Teraz to mnie nie za bardzo obchodzi jak nie zauważyłeś mam inne problemy - odpowiedziałam mu i miałam zamiar odwrócić się ale powstrzymywał mnie ręką.

- Nie obchodzi cię twoje życie ? - zapytał się brunetów

- Gdybyś wiedział przez co teraz przechodzę zrozumiał byś mnie.

- Dobra ale przed kim uciekałaś?

-Nie twoja sprawa.

- Chcę ci pomóc. - powiedział to z szczerością w głosie ale żeby się upewnić spojrzałam mu jeszcze w oczy a biła z nich taka intensywność że mu uwierzyłam.

Jego zapewnienie, że mi pomoże chociaż mnie nie znał

- Dobra ale przed kim uciekałaś ?

- Nie twoja sprawa .

-Chcę ci pomóc - powiedział to z szczerością w głosie, ale żeby się upewnić spojrzałam mu jeszcze w oczy, a biła z nich taka intensywność,że mu uwierzyłam



Nasza pierwszą randkę.

Moim oczom ukazała się piękna polana z kwiatami. Trochę dalej było nieduże jeziorko, po prawej huśtawka przymocowana do gałęzi. Ten widok był tak piękny, że zaparło mi dech w piersiach. Popatrzyłam na Justina i zauważyłam, że on patrzy się na mnie z lekkim uśmiechem

- Jak znalazłeś to miejsce  ? - zapytałam

- Kiedyś pokłóciłem się z chłopakami i pojechałem do lasu. Przeszedłem jak mi się wydawało cały las i kiedy wracałem zobaczyłem to miejsce. Bardzo mi się spodobało więc przy każdej wolnej chwili przyjeżdżałem tutaj. Nikogo tutaj nie przyprowadzałem.




Kiedy Justin po raz pierwszy powiedział, że mnie kocha 

Nie mogłam w to uwierzyć. Podbiegłam do Justina  i go pocałowałam. Był zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Kiedy zorientowałam się co zrobiłam szybko się odsunęłam. Rumieńce wkradły się na moją twarz.

- Przepraszam to przez te wszystkie emocje. Ja nie ja - Jąkałam się nie wiedząc co powiedzieć. Chłopak uciszył mnie pocałunkiem. Był on delikatny i słodki. Po chwili odsunął się i popatrzył mi się w oczy.

- Kocham cię. 

Kiedy to usłyszałam nie mogłam uwierzyć. On mnie kocha.Nigdy nikt mi tego nie powiedział, no może oprócz rodziców, ale to się nie liczy. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Na pewno coś do niego czuję, ale czy go kochałam?



Kiedy powiedziałam mu, że go kocham 

- Czemu się mi tak przyglądasz ? - zapytałam lekko zmieszana,

- Jesteś piękna - odpowiedział na co ja się zarumieniłam.

- Nie mów tak - powiedziałam spuszczając głowę na dół. 

- Czemu ? - zapytał się podnosząc palcem wskazującym mój podbródek żebym mogła na niego popatrzeć. . - Jesteś piękna, mądra, masz poczucie humoru. Jesteś wszystkim tym co chłopak chciałby mieć.

- Nie prawda - powiedziałam - nie masz tego na myśli

- Jess już ci mówiłem, że cię kocham. Myślisz że okłamał bym ważną osobę w moim życiu ? 

- Chyba nie - zerknęła am bok. Uświadomiłam sobie w końcu jedną bardzo ważną rzecz i spojrzałam na chłopaka. - Też cię kocham

Justin szeroko otworzył oczy. Po chwili na jego ustach wkradł się wesoły uśmiech, przybliżył twarz do mnie i pocałował mnie namiętnie. Czułam się w tej chwili naprawdę szczęśliwa. Chłopak położył dłonie na mojej talii a ja zarzuciłam mu ręce na szyj. Mogło by to trwać całą wieczność ale niestety przerwała nam to taksówka. 



Oraz moment, kiedy go ostatni raz widziałam :


- Będą gotowi o 18- powiedział mi
- Jak to o 18 ? Przecież to jest już za późno !! - zaprzeczyłam.
- Nic na to nie poradzimy.Musimy poczekać
- Nie ! nie wiem jak wy ale ja  idę do niej - powiedziałam i ruszyłam do drzwi ale Justin zastawił mi drzwi i chwycił za ramiona.
- Jessica rozumiem że się denerwujesz ale nie pozwolę ci iść sama bo cię zabiją i nic z twojej próby ratowniczej nie wyjdzie. Musimy się uspokoić i czekać do tej 18.
-Dobra - powiedziałam.
Justin uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło
- Idziesz ze mną na dół do chłopaków jeszcze wszystko obgadać ? - zapytał się.
- Nie dzięki zostanę tutaj i odpocznę - odpowiedziałam
- Dobrze - powiedział to po czym złączył swoje usta z moimi. Pocałunek był spokojny i słodki. Po chwili Justin odsunął się i wyszedł z pokoju.



Na to ostatnie wspomnienie z moich oczu zaczęły wylatywać szybko łzy. Nie chciałam przy nich płakać, ale nie potrafiłam. Pochyliłam głowę na dół i próbowałam się uspokoić. Kiedy doszliśmy do liny uspokoiłam się i wytarłam oczy ręką. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam jak wszyscy się we mnie wpatrują. Część ludzi miała kamienną twarz, a część się uśmiechała. Nie wiedziałam co ich tak bawi. Czy to, że zaraz umrę było takie zabawne ? Jakiś mężczyzna podstawił mi krzesło, a drugi podniósł mnie tak, że mogłam na nim stanąć. Chłopak przez którego tu się znalazłam wziął linę i owinął ją wokół mojej szyi. Spuściłam głowę w dół, żeby na nich nie patrzyć

- I widzisz kochanie gdybyś tutaj nie przyszła, nie skończyła byś tak. Jakieś ostatnie słowa ?

- Kocham cię Justin - powiedziała i podniosłam głowę do góry. Wtedy zobaczyłam jak Justin razem
z Ryanem i Jamesem  oraz innymi mężczyznami biegną w naszą stronę. Mogłam zobaczyć w twarzy Justina, że był przerażony, ale jednocześnie wściekły. Usłyszała jak ktoś w coś kopie, a następnie nie miałam gruntu pod nogami i lina zacisnęła się w koło mojej szyj. Próbowałam ją rozluźnić, ale nic z tego nie wyszło . To już koniec.

********
Oto przedostatni rozdział mojego pierwszego opowiadania ;'). Jeszcze jeden, epilog i koniec tej historii nie wieżę, że to tak szybko minęło.

Rozdział nie jest sprawdzony 

Zapraszam również na mojego nowego bloga (Również o Justinie ;D ). ----> I won't let you hurt